Pierwszy Wilson

Pierwsza piłka do koszykówki

 Jak już trochę "wsiąkłem" (całkowite wsiąknięcie nastąpiło w momencie założenia pierwszego zeszytu NBA i pogłębiło się z pojawieniem się na rynku "Magic Basketballa" - ale o tym później), to zaczęło mi czegoś brakować podczas oglądania sobotniego magazynu NBA. Brakującym elementem była...
piłka do koszykówki!
Tylko gdzie ją kupić i za co? Cóż, na szczęście powstała w Krzeszowicach księgarnia. Tak tak księgarnia i to taka, w której był wolny dostęp do stołów z książkami przy ścianach i wielkiego stołu na środku. Chodziliśmy tam po szkole oglądać horrory z wydawnictwa Phantom Press - Guy N. Smitha czy z Rebisu - Grahama Mastertona (często miały krwawe zarąbiste okładki albo okładki z półnagimi laskami :) np. Zew krabów, Nekroskop, Wyklęty, Koszmar z Elm Street itp.
No dobrze, ale co ma księgarnia wspólnego z NBA? A no to, że z czasem zaczęto tam sprzedawać sprzęt sportowy, rekreacyjny - badminton, piłki a potem także modele samolotów i czołgów do sklejania. 
Tam właśnie, na wystawie, wypatrzyłem moją pierwszą piłkę do koszykówki! Pewnie na fali rosnącej popularności programu Szaranowicza i boomu na koszykówkę, właściciele postanowili handlować piłkami do koszykówki. Ciekawostką jest to, że na wystawie była piłka jakiejś nieznanej firmy Striker czy coś tam (patrz foto) a chyba wewnątrz była piłka Wilsona ale z lekko naderwaną literką "n" w nazwie... wybrałem oczywiście...
Strikera...
Jak udało się zakupić piłkę do kosza? Nudziłem o nią bardzo długo i nic, ale jakoś w okresie pewnie jesienno-zimowym zachorowałem...i wiecie jak to w gorączce i jadąc na współczuciu Mamy, wynudziłem wreszcie wymarzoną piłkę.
Był to 1992 rok.

Moje lata 90. z NBA. Pierwsza piłka do koszykówki. NBA w TVP.
/proszę skupić się na piłce a niekoniecznie na osobie kozłującej.../

Od tej pory piłka niezmiennie zawsze towarzyszyła mi w czasie oglądania Hej hej tu eN Bi ejA.

Moje lata 90. z NBA. NBA w TVP. Hej hej tu en bi ej. Piłka do koszykówki.

Długo się nie nacieszyłem nową piłką, ponieważ zaczęło schodzić z niej powietrze, dość szybko, nie pamiętam czy w okolicach wentylka, w każdym razie trzeba było oddać ja do sklepu... A że nie było innej tego samego producenta, ku mojej rozpaczy trafił mi się Wilson z naderwaną literką... ale lepszy rydz niż nic...
Dopiero po kilku latach dotarło do mnie jakie miałem szczęście - nie dość, że trafił mi się oryginalny Wilson to jeszcze służył mi niezawodnie parę lat aż do momentu jak piłka zrobiła się całkiem łysa, gładka.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

NBA w TVP - Hej hej tu en bi ej!

Pierwszy kosz